Tenis to bez dwóch zdań mój ulubiony sport. Zaczęło się od oglądania w telewizji, w pewnym momencie sam nieco grałem – kiedyś bardziej intensywnie, dziś niestety znacznie mniej. Niestety Islandia nie jest to kraj, który graniu w tenisa by sprzyjał. W ostatnich latach zacząłem też trochę uprawiać turystykę tenisową, oglądając zmagania tenisistów i tenisistek na żywo. A w tym roku udało mi się spełnić moje największe tenisowe marzenie, jakim było oglądanie na żywo meczów podczas wielkoszlemowego turnieju Australian Open w Melbourne.
Australian Open to bez dwóch zdań mój ulubiony turniej tenisowy. Dlaczego? Myślę, że powodów może być kilka. Po pierwsze, to premierowy turniej wielkoszlemowy każdego sezonu, który odbywa się już w styczniu. Do tego odbywa się w środku australijskiego lata, kiedy to u nas jest zimno, szaro i ponuro. Dodatkowo turniej odbywa się w Melbourne – Australię od Polski dzieli tak ogromna odległość, że już samo to powoduje, że turniej ten zdobywa na atrakcyjności.
Australian Open 2024
W tenisowym kalendarzu co roku rozgrywane są 4 turnieje Wielkiego Szlema: Australian Open w Melbourne, Roland Garros w Paryżu, Wimbledon w Londynie, a także US Open w Nowym Jorku. Australian Open to pierwszy z nich, który rozgrywany jest już w styczniu. Tegoroczna edycja po raz pierwszy wystartowała już w niedzielę, 14 stycznia, a nie jak dotychczas było w poniedziałek. Cały turniej zakończył się 28 stycznia. Wtedy to właśnie rozegrany został finał turnieju mężczyzn, w którym Yannick Sinner okazał się lepszy od Danila Medvedeva. Natomiast dzień wcześniej w turnieju Pań, Aryna Sabalenka obroniła tytuł łatwo pokonując Qinwen Zheng z Chin.
Przylot do Australii
O przylocie do Australii w trakcie trwania turnieju Australian Open marzyłem od wielu lat. Wiedziałem, że nie będzie to łatwa sprawa, gdyż loty do Australii w tych terminach potrafią kosztować naprawdę sporo. Mimo to, tuż po zakończeniu poprzedniej edycji turnieju już zacząłem interesować się tematem i nieśmiało myśleć o tym, co zrobić by za rok, w styczniu znaleźć się w Melbourne. Co miesiąc sprawdzałem ceny biletów lotniczych. Próbowałem najróżniejszych kombinacji, aż w końcu w styczniu z pomocą przyszły linie Air China, które w bardzo dobrej cenie oferowały loty do Melbourne z Paryża.
Niecały miesiąc poźniej udało mi się także kupić bilety na Australian Open. A właściwie to mojemu koledze, który polował na nie w nocy, kiedy to ja siedziałem w samolocie lecącym z Baltimore. 😀 Bałem się, że bilety rozejdą się bardzo szybko, jak ma to miejsce w przypadku turnieju Rolanda Garrosa w Paryżu, ale nic z tych rzeczy. W późniejszym terminie sam bez problemu mógłbym także te bilety nabyć. Ceny biletów do najtańszych nie należą. O ile bilet typu „Ground Pass” to w moim przypadku był wydatek 69 dolarów australijskich, tak w przypadku biletu na kort Rod Laver Arena (główny kort) w sesji wieczornej musiałem się liczyć z wydatkiem rzędu 249 dolarów. I mówimy tu oczywiście o miejscu na górnej trybunie. Za lepsze miejsca trzeba zapłacić kilka stówek więcej. Natomiast najlepsze miejsca podczas finałów potrafiły kosztować nawet 2 tys. dolarów!
Zakwaterowanie w Melbourne
Hotel w Melbourne to akurat rzecz, którą zarezerwowałem jako pierwszą. Bo zakwaterowanie miałem już zarezerwowane chyba w lipcu czy sierpniu. Często tak robię, że nocleg rezerwuję jako pierwszy, jeśli do wyjazdu jest dużo czasu, nawet jeśli nie mam jeszcze biletów lotniczych. Gdy robię to z dużym wyprzedzeniem to mam większy wybór, a i ceny bywają niższe. Choć nie zawsze. Ale mam wtedy taki wyznacznik dobrej ceny. I przez kolejne miesiące mogę nocleg zawsze zmienić, jeśli znajdę coś tańszego. Bo w przypadku takich wyjazdów oczywiście wszystko rezerwuję z możliwością darmowego odwołania.
W przypadku Melbourne rezerwację zmieniałem tylko raz i ostatecznie wylądowałem w hotelu Atlantis. Uważam, że był to bardzo dobry wybór. Przede wszystkim, największym plusem była lokalizacja, a dokładnie bliskość dworca Southern Cross, gdzie znajduje się także przystanek autobusu, który dojeżdża na lotnisko w Melbourne. Blisko był supermarket Coles, w okolicy mnóstwo kawiarni (w końcu jesteśmy w Melbourne!) oraz różnorodnych restauracji. Co może też być dla wielu plusem, tuż za hotelem znajduje się także samoobsługowa pralnia! Dodatkowo z pokoju był całkiem przyjemny widok na okoliczne wieżowce. Chwilę po Australian Open widziałem, że Iga Świątek też zatrzymała się gdzieś w tej okolicy. 😛
Australian Open 2024 – fotorelacja
Na kortach Australian Open miałem okazję spędzić dwa dni, a tak właściwie to półtorej dnia. Do Melbourne doleciałem w środę wieczorem, a w piątek po raz pierwszy zameldowałem się na terenie kortów w Melbourne Park. Wcześniej nie chciałem, bo zależało mi na tym, by najpierw przestawić się na australijską strefę czasową, a dopiero później wybrać się na korty. Spędzenie całego dnia na kortach tuż po przylocie pewnie nie byłoby najlepszym pomysłem, bo zmęczenie pewnie szybko dałoby o sobie znać.
Wtedy to miałem całodniowy bilet „Ground Pass”, który umożliwiał mi oglądanie meczów na wszystkich mniejszych kortach, w tym KIA Arena. Natomiast w niedzielę miałem okazję zameldować się na głównym korcie, czyli na Rod Laver Arena, podczas meczu sesji nocnej. Oprócz tego wiele meczów miałem okazję oglądać także na dużych ekranach w mieście. A tych w Melbourne było naprawdę sporo. To miasto naprawdę żyje tym turniejem i można to dostrzec tak naprawdę na każdym kroku.
Dzień 1
Tego dni pierwsze mecze rozpoczynały się o godzinie 11, a od godziny 10 rozpoczęło się wpuszczanie kibiców na teren kortów. Na miejscu byłem chwilę przed 10 i na teren obiektu udało się wejść bardzo szybko i sprawnie. Ekspresowa kontrola bezpieczeństwa, zeskanowanie biletów i już! Jestem na Australian Open! Momentami chyba jeszcze trochę nie dowierzałem. 🙂
Początkowo na kortach nie były rozgrywane żadne mecze, więc miałem trochę czasu, by zobaczyć gdzie co dokładnie się znajduje. Pierwszy mecz obejrzałem na korcie numer 7, gdzie mieliśmy pierwszy polski akcent tego dnia. Katarzyna Piter rozgrywała mecz pierwszej rundy debla pań. Niestety, pojedynek bez większej historii, który zakończył się bardzo szybko na korzyść rywalek.
Tego dnia najbardziej zależało mi na zobaczeniu meczu Magdy Fręch, która miała zameldować się na korcie KIA Arena. Na ten mecz musiałem jednak trochę poczekać ze względu na dość długi męski pojedynek, który rozgrywany był na tym samym korcie wcześniej. Zależało mi także na zobaczeniu mojej ulubionej pary deblowej w kobiecym tourze, czyli Su-Wei Hsieh z Tajwanu oraz Elise Mertens z Belgii. Po cichu liczyłem też na to, że uda mi się zobaczyć Thanassiego Kokkinakisa, który miał rozgrywać swój mecz deblowy. Jak się później okazało, udało mi się zrealizować cały plan! Ale po kolei! 🙂
Wizyta na kortach treningowych
Jak już wcześniej wspomniałem, na mecz Magdy Fręch musiałem nieco poczekać. Na szczęście w międzyczasie trafiłem na korty treningowe, gdzie mogłem podglądać zawodników, którzy przygotowywali się do swoich meczów. Jak się okazało, dosłownie minęliśmy się z Igą Świątek, która chwilę wcześniej skończyła swój trening na jednym z kortów.
Igi zobaczyć się nie udało, ale za to zupełnie przypadkiem trafiłem na trening Su-Wei Hsieh i Elise Mertens. Miałem okazję zobaczyć, jak zawodniczki przygotowują się do swojego popołudniowego meczu. Mało tego, po treningu udało mi się nawet dostać autograf na mojej pamiątkowej piłce z Australian Open. Elise podpisała się każdemu, kto czekał, natomiast Su-Wei szybko uciekła z trenerem na inny kort, by jeszcze trochę poodbijać. Ja jednak cierpliwie poczekałem i chwilę później miałem również podpis od utalentowanej deblistki z Tajwanu. Na koniec życzyłem jej powodzenia w dzisiejszym meczu i ruszyłem w kierunku KIA Arena, gdzie niebawem swój mecz miała zacząć rozgrywać Magda.
Mecz Magdy Fręch na KIA Arena
Mecz Magdy Fręch odbywał się na korcie KIA Arena, który jest jednym z większych kortów, jeśli chodzi o te, na które mamy wstęp z biletem typu Ground Pass. Pojedynek Magdy oglądałem od samego początku, jednak po zakończeniu drugiego seta opuściłem na chwilę kort, gdyż słońce w tej sekcji przygrzewało niemiłosiernie. Wrócić na kort już się nie udało, bo kolejki na KIA Arena były całkiem spore, więc następnie udałem się na oglądanie wyczekiwanego meczu deblowego. Wracając do meczu Magdy, Polka ostatecznie rozstrzygnęła pojedynek na swoją korzyść. 🙂
Mecze deblowe na zakończenie dnia
Na sam koniec zostały mi dwa mecze deblowe. Najpierw pojedynek Su-Wei Hsieh oraz Elise Mertens, które mierzyły się z parą australijską – Ajlą Tomljanovic i Darią Saville. To był bardzo szybki mecz zakończony zwycięstwem faworytek w 52 minuty.
Dzięki temu zdążyłem się jeszcze załapać na męskiego debla z udziałem Thanassiego Kokkinakisa. Tam swoje w kolejce trzeba było odstać, ale ostatecznie się udało. Kort pełny, a atmosfera niesamowita. Mecze Australijczyków w Australian Open mają swój klimat. „Aussie, Aussie, Aussie – Oi, oi oi!” to słynny okrzyk, który możemy często usłyszeć podczas meczów reprezentantów gospodarzy.
Dzień 2
Drugiego dnia w planie mieliśmy oglądanie meczu na głównym korcie Rod Laver Arena w sesji wieczornej. Zanim udaliśmy się na korty to chcieliśmy coś jeszcze zjeść. Zupełnie przypadkiem trafiliśmy do bardzo fajnej tajskiej knajpy, w której kolejka tworzyła się już przed otwarciem. Tamtejsza zupa Khao Soi była po prostu rewelacyjna w smaku, a do tego bardzo ładnie podana.
Tym razem na korty podjechaliśmy tramwajem, do którego wsiedliśmy przy dworcu Flinders Street. Dojazd bardzo szybki, a wejście na teren kortów również bardzo sprawne. Pamiętam, gdy w Paryżu wybierałem się na mecz w sesji wieczornej to kolejki do wejście były ogromne. W Melbourne? Nic z tych rzeczy. Na samym obiekcie natomiast o tej godzinie było już dość tłoczno. Między innymi zależało nam bardzo na tym, by zjeść coś na mieście. Wiedziałem, że to moja ostatnia wizyta na kortach w tym roku, więc tuż przed meczem na szybko odwiedziłem jeszcze turniejowy sklep. Bardzo chciałem mieć jakąś pamiątkę z turnieju inną niż piłkę. Zależało mi na czymś bardziej praktycznym. Początkowo myślałem o bluzie, ale ostatecznie zdecydowałem się na butelkę na wodę. 🙂
Tego dnia w sesji wieczornej miał grać reprezentant gospodarzy Alex de Minaur, więc pełne trybuny i niesamowita atmosfera były gwarantowane. Po drugiej stronie siatki zameldował się Andrey Rublev, który po ponad 4-godzinnym pojedynku okazał się lepszy od 25-letniego Australijczyka. Mecz był długi i ciekawy, a australijska publiczność naprawdę dawała z siebie wszystko, by dopingować swojego reprezentanta. Normalnie w sesji wieczornej rozgrywane są dwa mecze. Tego dnia jako drugi mecz miał być rozgrywany pojedynek miksta, ale ostatecznie mecz został przełożony na kolejny dzień.
Podsumowanie wyjazdu
Nie mam słów, by opisać jaka radość towarzyszyła mi podczas całego pobytu w Melbourne. Australian Open od zawsze było na liście moich największych marzeń. Oglądanie meczów na żywo podczas swojego ulubionego turnieju to naprawdę niesamowite uczucie. Samo Melbourne również mnie nie rozczarowało. Moja pierwsza wizyta w tym mieście była bardzo krótka i czułem ogromny niedosyt. Tym razem, zostając w mieście prawie tydzień, w pełni mogłem się nim nacieszyć.
Jeśli miałbym na coś ponarzekać to jedynie trochę na moje doświadczenia podczas sesji wieczornej na korcie Rod Laver Arena. Zazwyczaj w sesji wieczornej rozgrywany był jeden pojedynek damski i jeden męski. Natomiast tego dnia, kiedy ja tam byłem to organizatorzy postanowili wrzucić, jako drugi mecz, mecz pierwszej rundy miksta, co już samo w sobie było lekko rozczarowujące, a ostatecznie nawet ten mecz nie doszedł do skutku. Dobrze, że chociaż pojedynek Rubleva z De Minaurem stał na dobrym poziomie i trwał ponad 4 godziny. Dodatkowo niesamowita atmosfera na trybunach sprawiły, że oglądanie meczu na korcie Rod Laver Arena było zdecydowanie niezapomnianym doświadczeniem.
Nie ukrywam, że mam ogromną nadzieję, że kiedyś będę miał okazję odwiedzić jeszcze Melbourne w trakcie trwania turnieju Australian Open. W tym czasie w całym mieście panuje niesamowita atmosfera, a mecze tenisowe można oglądać praktycznie wszędzie!
Szukasz noclegu?
Skorzystaj z platformy Booking.com, gdzie znajdziesz szeroki wybór noclegów w różnych zakresach cenowych. Rezerwując noclegi z moich linków przekierowujących do Booking.com ty nie płacisz nic więcej, ja natomiast otrzymuję małą prowizję od portalu, co pozwala mi się rozwijać i nadal tworzyć tego bloga.
Uważasz, że wpis jest przydatny? Udostępnij go i podziel się z tymi, którzy również planują w niedalekiej przyszłości lot liniami Air China. Jeśli masz ochotę, możesz również mnie zaprosić na wirtualną kawę.
Zobacz także:
Komentarze
Świetny artykuł. Naprawdę dobrze napisane. Wielu osobom wydaje się, że mają rzetelną wiedzę na opisywany temat, ale zazwyczaj tak nie jest. Stąd też moje miłe zaskoczenie. Po prostu świetny artykuł. Koniecznie będę rekomendował to miejsce i częściej wpadał, żeby poczytać nowe posty.